Scheisse Kommando

By | 05:11 Leave a Comment


W latach 90-tych w jednym z zachodnioeuropejskich domów aukcyjnych zostaje wystawione na sprzedaż wieczne pióro marki Montblanc Simplo z lat 30-tych. Nabywca płaci  kwotę 25 tysięcy dolarów.  Sprzedawcą jest Gudrun Burwitz „Püppi”, pensjonariuszka domu spokojnej starości na przedmieściach Monachium. Ten pieszczotliwy przydomek „Püppi” (laleczka) nadał jej ukochany vati, Hainrich Himmler. 
Prawdopodobnie tym właśnie piórem  Reichsführer-SS podpisał "Einsatz Reinhard" rozkaz ostatecznego zakończenia eksterminacji ludności żydowskiej do końca 1942 roku. Konsekwencją tego podpisu była zagłada ponad dwóch milionów ludzi. Odrobina atramentu na kartce papieru była alegorycznym trzepotem skrzydeł motyla, który wywołał huragan nad Generalną Gubernią. W następstwie powstał bałagan, który ktoś musiał posprzątać. W takich warunkach powołano do krótkiego lecz intensywnego życia szydłowieckie komando sprzątające. Oddział, którego członkami byli żydzi oznaczeni zieloną łatą na której widniał napis "użyteczny żyd". Kryterium użyteczności wynikało z zasady sformułowanej jeszcze przez Sokratesa, że to, co dobre musi być pożyteczne. Po za tym, jak mówi główna zasada narodu niemieckiego "ordnug muss sein".

2

                                      1942 roku w nocy z 22 na 23 września od strony stacji kolejowej w Szydłowcu słychać było złowrogi warkot wielu ciężarówek. Około czwartej nad ranem hałas umilkł, zapadła cisza. Samochody stygły na szosie radomskiej w pobliżu Kina Corso. Jesienny chłód był lekko odczuwalny, ale bezchmurne niebo zapowiadało ładną pogodę. W jednej z ciężarówek wraz ze swoim 2 plutonem 3 kompanii SS-Infanterie-Regiment 11, siedział SS-Unterscharführer Otto Osterbach, 42 letni Austriak, mistrz murarski z Ansfelden, małej wioski nieopodal Linzu. Był niewyspany i zmęczony, wiedział, że czeka go ciężki dzień. O szóstej rano w miasto ruszyły samochody z megafonami, krzykliwie informujące mieszkańców getta, że do godziny 8 wszyscy muszą się zgłosić na Rynku Żydowskim  lub  Placu Wolności. "Każdy, kto zostanie w domu, zostanie zastrzelony na miejscu" wrzeszczały "szczekaczki". Każdy może zabrać "bagaż" ważący nie więcej niż 20 kg. Zapanował dwugodzinny chaos, a później było jeszcze gorzej. Zdezorientowani ludzie musieli dokonać wyborów, które miały zdecydować o ich dalszym losie.  Na tym etapie mieli jeszcze poczucie, że coś od nich zależy, choć miasto otaczał kordon ss i policji, uniemożliwiając ucieczkę.  Ulice zaroiły się od esesmanów i oddziałów pomocniczych sformowanych głównie z folksdojczy i Ukraińców.
O godzinie ósmej dzielnica żydowska była pusta. Wszyscy mieszkańcy stawili się we wskazanych miejscach. Wszyscy z wyjątkiem osób, które schowały się w przygotowanych zawczasu kryjówkach. Akcją deportacji dowodził SS Untersturmfuhrer Franz Schippers, który na wstępie wybrał 85 młodych, zdrowo wyglądających mężczyzn. Następnie poinformował zebranych, że każdy, kto zapłaci tysiąc złotych, zostanie zwolniony.  Posiadacze tej kwoty zostali odseparowani od reszty. Ci, którzy nie mieli pieniędzy, ustawili się w kolumnę i zostali pognani prosto na dworzec kolejowy, gdzie czekał już skład punktualnej jak zwykle Reichsbahn. Po sprawnym załadunku bydlęcych wagonów pociąg skierował się do stacji Treblinka. Ci, którzy  się wykupili zostali zamknięci bez pożywienia i wody na dziedzińcu szydłowieckiego zamku.  Dwa dni słychać było okrzyki i płaczliwe zawodzenie tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. W piątek hałas ustał. Poszli tą samą drogą co poprzednicy, w stronę dworca kolejowego. Wagony niezawodnej Reichsbahn cierpliwie czekały.
Pięciokilometrowy odcinek drogi na dworzec kolejowy usłany był ludzkimi ciałami.  Śmierć jeszcze nigdy nie była w tym miejscu tak powszechna i jednocześnie powszednia. Również cmentarz żydowski spełniał swą rolę bardziej niż zwykle. Niemcy przywozili tu zarówno Żydów aresztowanych w Radomiu, jak i tych schwytanych podczas próby ucieczki po czym ich rozstrzeliwali. Z grupy 85 "wybrańców" sformowano "Chevra Kadisha" (oddział pogrzebowy) zwany przez Niemców Scheisse Kommando. Zostali skoszarowani w starej hali dawnej manufaktury wytwarzającej garnki i patelnie na placu za domem Pinkierta*. Oddział został podzielony na dwie grupy. Jedna grupa kopała groby, druga jeździła konnym wozem i zbierała wszystkie ciała na drogach i w domach. Zwłoki były przeszukiwane, a następnie rozbierane. Wszystkie rzeczy magazynowano w Ratuszu i w Kinie Corso. Nagie ciała zakopywano w zbiorowych mogiłach. Otto Osterbach był strażnikiem drugiej grupy, która zajmowała się również przeszukiwaniem opuszczonych domostw i magazynowaniem wszystkich pozostawionych przez żydowskie rodziny rzeczy. Musieli się spieszyć, bo opieczętowanie domów i  informacja, że mienie żydowskie przechodzi z dniem 23 września 1942 r. na własność Trzeciej Rzeszy, nie odstraszały lokalnych złodziei, którzy zwietrzyli możliwość łatwego wzbogacenia.  Grabieże, szantaż, denuncjacje stały się normą. Przynależność do Scheisse Kommando dawała względne poczucie bezpieczeństwa. Dopóki była "brudna robota" do wykonania dopóty członkom komanda nic nie zagrażało. Choć "praca" była najgorsza z możliwych. Na porządku dziennym były zwłoki martwych dzieci, które jeszcze kilka dni wcześniej biegały z fajerkami po ulicy Radomskiej, zbezczeszczone ciała kobiet  i zmasakrowani starcy zabici we własnych łóżkach.  Bestialstwo jednych i śmierć drugich gwarantowało innym utrzymanie się przy życiu. Otto wiedział o tym doskonale, był realistą lecz będąc ojcem dwójki dzieci nie obce mu było poczucie wyrządzanej innym krzywdy i uczucie wstydu skrywane skrzętnie pod maską lojalności. Nie obce mu były także ludzkie odruchy w stosunku do "podludzi" z Scheisse Kommando. Nikogo nie zastrzelił, na wiele rzeczy przymykał także oko. Czuł się z tym podwójnie źle. Z jednej strony był świadomy, że nie jest tak zaangażowany w wykonywanie swoich obowiązków, jak powinien, z drugiej  wiedział, że i tak to nic nie zmieni. I choć uczestniczył miesiąc wcześniej w likwidacji małego getta w Radomiu i wiedział co to oznacza zarówno dla niego jak i żydów, to ciągle nie mógł się oswoić z myślą, jak kruche i bezwartościowe jest ludzkie życie. 
W Radomiu był świadkiem zamordowania grupki dzieci.  Żal wielki, jak niemoc ścisnął jego serce słysząc, jak te czarnookie dzieci płakały, gdy SS Hauptscharfuhrer Erich Schildt kazał im wejść do piwnicy, a potem wrzucił tam ręczne granaty. Po huku wybuchu została przeraźliwa cisza, pustka, którą każdej nocy wypełniała wyobraźnia nie pozwalająca na spokojny sen. Widział, jak Ukraińcy z Kommando Kapke, przebijali bagnetami brzuchy ciężarnych kobiet, a kolbami karabinów rozbijali na miazgę głowy bezbronnych, brodatych mężczyzn. Sam niczego podobnego nie robił lecz nie czuł się z tego powodu lepiej. Wręcz przeciwnie, przeżywał to nawet bardziej niż bezpośredni sprawcy tych morderstw.  Dlatego, jako strażnik "Scheisse Kommando" nie tylko pilnował aby jego członkowie nie uciekli i solidnie wykonywali powierzoną im pracę ale także zapewniał im swoistą ochronę. Tyle mógł zrobić.  Nie trwało to jednak długo. SS-Unterscharfuhrer Osterbach wrócił do garnizonu Radom. 2 października Niemcy ograniczyli liczebność komanda do 55 osób. Zbierali już tylko szmaty i złom, wyciągali także nagrobki z ziemi na starym cmentarzu, potrzebny był kamień do utwardzania dróg. Pilnowało ich dwóch strażników Bauer i Karpinski, dwóch folksdojczy bez litości i sumienia dla których zabicie żyda było, jak rozgniecenie pluskwy. 3 października komando zostało przeniesione do garbarni Fishla na ulicy Zamkowej, a jego członkowie pracowali także w młynie Bergmana na ulicy Jastrzębskiej.  Młyn był kolejnym miejscem magazynowania znajdowanych rzeczy. "Oczyszczanie" miasta trwało prawie 50 dni. Dni i nocy wypełnionych śmiercią, złością i smutkiem, codziennością gwałtu zadanemu ludzkiej naturze, wypełnionych czynami empirycznie potwierdzającymi słowa Arthura Schopenhauera o tym, że "Człowiek jest z natury zły". 10 listopada był ostatnim dniem pracy komanda, zamiatali ulice przed budynkami, które kiedyś nazywali domem. Następnego dnia rano przed garbarnię Fishla podjechały dwie ciężarówki ze strażnikami. Ci, którzy w nocy nie zdecydowali się na ucieczkę zostali wywiezieni do obozu pracy Hasag w Skarżysku. Wojnę przeżyło 8 osób. Osterbach został rozstrzelany przez żołnierzy radzieckich w 1945 r. w dworskim parku w Jakubowie pod Przysuchą.
Pióro wylicytował pewien amerykański przedsiębiorca, kolekcjoner, syn jednego z pracowników Scheisse Kommando. Jego ojciec był jednym z 8 szczęśliwców, którym udało się przeżyć wojnę. Nowy właściciel nie wiedział, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży wiecznego pióra zasiliły kasę organizacji "Stille Hilfe"  pomagającej byłym nazistom w uniknięciu odpowiedzialności za popełnione zbrodnie. Jedną z aktywistek tej organizacji była "babcia neonazistów" Gudrun Burwitz „Püppi”.

2


* budynek na ulicy Kościuszki , późniejszy "Uniwersal", dzisiejszy "Comes".

powyższy tekst nie jest historycznym opracowaniem, jest jedynie inspirowany historycznymi faktami, które można znaleźć w podanych materiałach źródłowych

Sefer Radom (The book of Radom; the story of a Jewish community in Poland destroyed by the Nazis),
Editors: Y. Perlow; [English section]: Alfred Lipson, Tel Aviv 1961.


Szydlowiec Memorial Book,
Editor: Berl Kagan; translated by Max Rosenfeld, Shidlowtzer Benevolent Association in New York.
Published: New York 1989


 http://www.lexikon-der-wehrmacht.de




Wszelkie prawa zastrzeżone. 
Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie tych materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione.


Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: