1 |
Czy Szydłowiec będzie indiańską wioską? Oczywiście, że nie będzie. Już nią jest. Od pewnego czasu to urokliwe europejskie miasto z prawie 600 letnią tradycją przypomina coraz bardziej zagubioną pośród prerii indiańską osadę.
Jaki jest powód takiego stanu rzeczy? Zadomowił się w tym miejscu rodzaj wodzowskiej organizacji plemiennej. Mamy prawdomównego i szczodrego wodza, jest nieodłączny i nieomylny szaman spowity nimbem tajemnicy, rzucający uroki na każdego, kto sprzeciwi się woli wodza. Jest także Rada Plemienna, która zawsze okazuje wodzowi należny respekt i dba o jego dobre samopoczucie. Nie bez przyczyny, to wódz jest przecież głównym dysponentem dóbr, które następnie sprawiedliwie rozdziela między zasłużonych wojowników i czcigodnych członków Rady. W tym miejscu należy zaznaczyć, że ziemia szydłowiecka nie jest bogata, panuje tu typ gospodarki łowiecko-zbierackiej (łowcy promocji, wędkarze, złomiarze i grzybiarze) więc każda dodatkowa gratyfikacja od wodza, nawet najmniejsza jest na wagę złotego samorodka. Szydłowieccy Indianie znają dokładnie swoje miejsce w hierarchii szczepu. Miejsce to w znacznym stopniu uzależnione jest od powiązań genealogicznych, które określają zaszeregowanie każdego członka plemienia. Miejsce w hierarchii ulega oczywiście modyfikacjom. Wraz z odejściem tych, którzy stracili zaufanie wodza przychodzą nowi, którzy na to zaufanie muszą ciężko zapracować, ale zmiany te podlegają ścisłym regułom określanym przez szamana. Zarówno życie urzędowe, jaki i obrzędowe szydłowieckich Indian jest niezwykle bogate. Charakterystyczne są ceremonie w maskach i bogato zdobionych, kolorowych strojach prezentowanych na hucznych korowodach. Na głównym rynku (płaskiej kopii Gór Skalistych), gdzie odbywa się handel rękodziełem, ognistą wodą i pajdami chleba ze zwierzęcym łojem na co dzień, jak i od święta nie brakuje „czerwonych twarzy”. Tak naprawdę Indiańską wioskę mamy już w Szydłowcu od dawna. Do pełnego szczęścia brakowało tylko drogi łączącej ją z cywilizacją. I oto jest "Indiańska droga", po której z lepszego świata przywędrują tabuny osadników, niezliczone rzesze traperów i spragnionych przygód gringo. Teraz dopiero widać pewien zarys tej sławnej Strategii Rozwoju, której nikt nigdy nie czytał.
Przyszłość
rysuje się w przyjemnych barwach. Na horyzoncie widać już przyszłe
profity płynące z płukania złotego kruszcu w Korzeniówce, rzutów
tomahawkiem w głowy kapusty, noclegów w wigwamie, spożywania
Chicha z przeżuwanej dniami i nocami przez szydłowieckie squaw
kukurydzy oraz innych atrakcji np. poszukiwania żydowskiego skarbu
(trochę nie pasuje do reszty ale to nawet lepiej, nieprzewidywalny
element egzotyczny uatrakcyjni tylko turystyczną ofertę). Niewątpliwą
szansą na wyjście z ekonomicznej zapaści będzie rozwój
manufaktur wytwarzających ozdoby ze zwierzęcych zębów, rybich
łusek, ptasich szponów i osikowego łyka, a także produkcja na masową
skalę skórzanych kołczanów wykończonych rzemieniami. Prawdziwym eksportowym hitem będą jednak koce z
kolorowymi frędzlami zdobione herbem Szydłowca i podobizną wodza. Nie ma w tym żadnej przesady. Wszystko jest zaplanowane. Prognozy i
nadzieje związane z nazwą nowej drogi są bardzo realne.
Na tej samej zasadzie ludzie jadący rondem Waszyngtona mają okazję
zapoznania się z historią USA, na rondzie de Gaulle'a można poznać
zapach 256 gatunków sera, a jadąc alejami Jana
Pawła II doświadczymy głębokich, religijnych wzruszeń.
2 |
Decyzja wodza i rady o nadaniu odcinkowi trasy S 7 nazwy „Indiańska droga
Sat-Okha” z pewnością wybija się ponad przeciętność i jest
krokiem w kierunku transgresji. A przekraczanie granic wymaga nie małej odwagi.
Nie każdy dorosły człowiek w pełni władz umysłowych potrafi
nadać realny kształt z pozoru absurdalnej koncepcji. Radzie się to
udało. Jeśli traktować ten akt w kategoriach artystycznego
happeningu w duchu dadaizmu, to jak najbardziej jest godny podziwu.
Jedno jest pewne ta uchwała zapisze się na stałe w historii
kreatywnej samorządności z pogranicza jawy i snu. Trzeba docenić cywilną odwagę oraz niepohamowaną racjonalizmem
wyobraźnię zarówno inicjatora, jak i realizatorów tego pomysłu.
Salut.
Dodatkowo
taka decyzja otwiera furtkę do realizacji innych ciekawych,
odważnych i niekonwencjonalnych inicjatyw. Jedną z nich mogłoby
być nadanie imienia Charlie Chaplina dworcowi PKP Szydłowiec.
Faktem historycznym jest przejazd pociągu, którym podróżował po
Polsce w latach 30 Chaplin na tej trasie. Wtedy właśnie miał
miejsce jego krótki pobyt na stacji kolejowej Szydłowiec, z którą zapewne
związał się emocjonalnie przez resztę swego życia nie mogąc
wymazać jej z pamięci. Jak wiadomo Charlie Chaplin to postać
nietuzinkowa, zasłużona dla światowego pokoju i kształtująca swą
twórczością wrażliwość na ludzką krzywdę. Postać znana i
ceniona na całym świecie. Postać, która mogłaby przyciągnąć do
Szydłowca nie tylko turystów krajowych ale także zagranicznych z
dewizami. Stacja kolejowa im. Chaplina byłaby ewenementem na skalę
światową, a z czasem w pustym budynku byłego dworca mogłoby powstać
muzeum komedii. Tak uhonorowane miejsce w naturalny sposób
nawiązywałoby również do Indiańskiej drogi. Wszak Chaplin był
twórcą „Gorączki złota”, a to doskonale współgra z
westernowym klimatem dzikiego zachodu, który zapanował w Szydłowcu
niczym w Klondike. Oczyma wyobraźni widzę już na dworcu PKP
imienia Chaplina drogowskaz z napisem: Dziki zachód - Szydłowiec 4
km. Piękne.
0 komentarze: