Jak urządzić "orgię" w małym mieście?

By | 00:57 Leave a Comment

            Wbrew temu, co sugeruje tytuł nie będzie to tekst o hucznych obchodach kolejnej rocznicy, której pięknym podsumowaniem był ten plenerowy, kameralny koncert ku czci ujemnych temperatur, doceniony nie tylko przez mieszkańców miasta ale także przez resztę świata. (szczegóły tutaj)
Życie na prowincji cechuje chroniczny brak rozrywek. Nie oznacza to jednak, że ten deficyt zaspokoi byle ochłap. Jest kilka sprawdzonych sposobów ekspresji sprawiających satysfakcję, które podpadają pod kategorię "rozrywka". Jednym z nich jest "orgia", a dokładniej pewien jej szczególny, publiczny rodzaj zwany "sesją" organów samorządu terytorialnego. Rozrywka zarówno dla uczestników, jak i obserwatorów, łącząca w sobie przeciwstawne poglądy, oczyszczająca ciała ze złych emocji, dająca poczucie wspólnoty, nie pozostawiająca wiele miejsca na wątpliwości, czy wyobraźnię.
Istnieje kilka równie efektywnych, co efektownych sposobów osiągnięcia tej zbiorowej ekstazy w duchu kolektywnej wymiany emocji na poziomie płynów ustrojowych ale sposób w jaki robią to członkowie organów (jakkolwiek dziwnie to brzmi) jest szczególny i zasługuje na uwagę, bo oprócz satysfakcji oferuje także profity oraz prestiż, a przy tym jest społecznie w pełni akceptowalny.
Bez administracyjnego wsparcia i społecznego przyzwolenia organizator wraz z uczestnikami takich ekscesów padną ofiarą ostracyzmu i narażą się na anatemę oraz posądzenia o upowszechnianie pornografii, członkostwo w tajnych bractwach spiskowców rozkoszy, hołdowanie dionizyjskiemu hedonizmowi, propagowanie kultu kielni i cyrkla lub nie daj boże kultu kozła. Wszystkie te rozrywki w swej doktrynie mają umysłowe i cielesne, orgiastyczne rozpasanie. Aby uniknąć pejoratywnych skojarzeń "orgia" musi być zgodna z obowiązującymi zasadami, nie może wychodzić po za ramy nakreślone przez kodeksy postępowań, przynajmniej teoretycznie. Ubrana w garnitur legalizmu musi udawać normę. Ustawa o samorządzie terytorialnym oraz ordynacja wyborcza szczegółowo określają zasady na mocy których można dostąpić zaszczytu uczestnictwa w tych nietypowych bachanaliach, co w miejscu, gdzie jedną z bardziej ekstremalnych rozrywek są emocjonujące turnieje szachowe,  musi budzić pożądliwość.
Podobną sytuację w międzyludzkich relacjach opisał Platon w swym dialogu "Uczta". Ten starożytny  mędrzec podzielił uczestników życia publicznego na dwie grupy, Miłośników i Ulubieńców. Taki podział pozwala wskazać różnice i motywacje w warunkujących się postawach, a także ułatwia zrozumienie wzajemnych zależności, co z kolei tłumaczy ekshibicjonizm i nieodpartą chęć udziału w  "orgii". I nie chodzi tu wcale o wspólnotę celów i czystą miłość platoniczną.

Do tego pokrętnego sposobu zaspokajania własnych potrzeb niezbędne jest uzyskanie mandatu społecznego, swoistego przyzwolenia na mówienie i robienie rzeczy, których innym mówić i robić po prostu nie wypada. Lokalna społeczność w większości przyzwoita wybiera swego przedstawiciela, miejscowego zbytnika, który takich zahamowań ale przede wszystkim wstydu jest do cna wyzbyty. Na prowincji zaufanie społeczne nie jest drogie, wystarczy na wyborczym grillu rozdać kilka kilogramów mięsopodobnych wyrobów garmażeryjnych, parę litrów wygazowanego piwa w kolorze moczu osła oraz kilka kompletów rajstop z lycry. Inwestycja zwraca się już po pierwszej "orgii". Kilku przedstawicieli konstytuuje Radę Miłośników, organ stanowiący o intensywności wzajemnych relacji, promieniujący pozytywną energią na cały obszar swej jurysdykcji. Celem R.M. jest czynienie dobra i sprawianie przyjemności. Na podstawie statutu Rady można już spokojnie organizować cykliczne "orgie", a ich członkom przyświeca od chwili wyboru jedno hasło - "Róbmy dobrze" (głównie sobie). Każda Rada musi mieć swojego Mistrza Ceremonii, w partyjnej nomenklaturze zwanego Przewodniczącym,  Miłośnicy nie są tu wyjątkiem.  Przewodniczący, jak prawdziwy zarządca w folwarku zwierzęcym nakłada homonto, dzierży bat i lejce, pilnuje aby pobudzone duchem rywalizacji popędy członków nie wymknęły się spod kontroli. Czasem, gdy nie ma ognia, podgrzewa atmosferę, a czasem ją studzi, gdy rozgorączkowanie zwiastuje zbyt szybki koniec "sesji". Nie jest to łatwe zadanie. Wymaga wielu diabolicznie inteligentnych zabiegów, doskonałej kondycji oraz sprytu na granicy dobrego smaku i wyrafinowanej agresji. Niełatwo zapanować nad krytyczną masą kreatywnego pędu, pobudzoną obecnością Ulubieńca. Nie lada wyczynem jest skanalizowanie w pragmatyczny nurt erupcji poszczególnych libido manifestujących swą wyższość nad niższością innych, przezwyciężających z mozołem swe ograniczenia.
Wszystko odbywa się uczciwie, transparentnie i czcigodnie w nobliwej atmosferze poszanowania wysokich standardów i tłumionej ekscytacji aż do kulminacyjnego punktu w którym górę biorą emocje i ważą się sprawy z punktu widzenia obywatela najistotniejsze. Najważniejsze jest uczciwe oddawanie się człowiekowi czcigodnemu uosobionemu w postaci Ulubieńca. Wtedy "orgia" jest czymś więcej, niż zbiorowym zaspokojeniem indywidualnych popędów. Staje się czymś więcej aniżeli tylko finezyjnym aktem umysłowej i cielesnej rozpusty. Staje się aktem prawa miejscowego.

System zbiorowej ekstazy uzupełnia rzeczony Ulubieniec. Jego rola dla "orgii" jest kluczowa. Zapładnia pomysłami miłośników. Niepokornych karci, uległych nagradza. Jest szczodrym wizjonerem wskazującym temat przewodni każdej hipnotycznej sesji, nadaje jej rytm. Wybór Ulubieńca zwykle jest bardzo prosty. Kandydatów jest niewielu i wygrywa zawsze najładniejszy, promieniujący mocą samca alfa lub przynajmniej beta. W konkursie na Ulubieńca musi najtrafniej odpowiadać na nowe estetyczne zapotrzebowanie w związku z atrofią wizerunku swego poprzednika. W zwycięstwie pomocna bywa zaawansowana kosmetyka i kosmiczne technologie budowy wizerunku. Nie zaszkodzi także pakt z lokalnym Mefistofelesem.  Zarówno ulubieńca, jak i miłośników musi cechować wysoki poziom ekshibicjonizmu proporcjonalny do braku empatii i refleksji.
Rola Ulubieńca, jak i Miłośnika bywa często niewdzięczna. Łatwo popaść w niełaskę i stać się Niegodziwcem. Jeśli ktoś ma problemy w ocenie, kim jest "niegodziwiec" niezawodny Platon spieszy z wyjaśnieniem : "...niegodziwiec to taki miłośnik wszeteczny, taki, co więcej ciało kocha niż duszę. I taki nie wytrwa długo, bo jemu nie to miłe, co trwa, i niech tylko okwitnie ciało, które kochał, on leci dalej, w świat i, łotr, nie dba o to, co tyle razy mówił i obiecywał."  *
Dopóki Miłośnicy podtrzymywani są przez Ulubieńca w stanie podwyższonej gotowości do spełniania formułowanych przez jego usta obietnic, dopóty miłość rozkwita.  Lecz, gdy pojawia się zazdrość, że ulubieniec nierówno rozkłada akcenty swych sympatii pośród oddanych miłośników wtedy w ich szeregach pojawiają się bolesne tarcia i nerwowość czyli podstawa choroby wrzodowej. Istnieje wtedy obawa, że z czasem zgnilizna stanie się główną właściwością "orgii", która zamiast podziwu i uznania zacznie wzbudzać powszechny absmak, a wzajemne relacje zwaśnionych miłośników jednoznacznie skojarzą się z  pornografią. Ryzyko jest ogromne, niemniej wymiernie opłacalne.

Każda "orgia" dla podkreślenia swej wyjątkowości wymaga także odpowiedniej oprawy. Nie może być zwykłym zebraniem zwykłych osób na szkolnej stołówce przy chybotliwych stołach nakrytych ceratą w wyblakłą, czerwoną kratę. Nie może być tylko spotkaniem na którym w ramach swoich kompetencji  ludzie merytorycznie dyskutują i rozwiązują problemy podejmując ważne decyzje.  Bez wątpienia zapach kotleta mielonego i zalewajki urągałby majestatowi wybrańców. Niezbędne jest atrakcyjne wnętrze z ciężkimi kotarami, dębowymi drzwiami z mosiężną klamką na wysokości brwi, rycerskimi zbrojami, arrasami i lekko przydymioną atmosferą, najlepiej w barokowej lub renesansowej rezydencji jakiegoś dawno wymarłego, królewskiego rodu. Estetyka jest niezmiernie ważnym elementem każdej "orgii", dopełnia jej sens. Takie wydarzenie musi mieć rozmach, musi się także wyzbyć uroku konspiracyjnego knowania w zaciszu na uboczu. Nie może wzbudzać podejrzeń, co do intencji jej uczestników. Przepych zaświadcza o wyjątkowym charakterze tego wydarzenia, podnosząc spotkanie kilkunastu przypadkowo dobranych osób na wyżyny doświadczenia niedostępnego dla ludzi z gminu, którzy ze swej perspektywy mogą już tylko podziwiając adorować słuszność własnych wyborów albo darzyć szczerą nienawiścią swoją naiwność i tanie zaufanie tak pięknie profanowane przez Ulubieńców i Miłośników. 
Spotkania zwoływane są przynajmniej raz w miesiącu. Każdy może uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale nie każdy ma tyle odwagi. Większość gości ma status biernych obserwatorów mogących podziwiać na żywo ten spektakl, zachwycać się jego merytorycznym urokiem w ciężkiej atmosferze eleganckiej elokwencji na wysokim poziomie przeciętności.
Trzeba przyznać, że nawet bierne uczestnictwo zasługuje na podziw, wymaga bowiem od publiczności dużego samozaparcia i jeszcze większej pokory. Wytrwanie w skupieniu dłużej niż 15 minut na sali przesiąkniętej hormonalnym holokaustem graniczy wręcz z masochizmem i grozi co najmniej katalepsją, ale są tacy, którzy lubią testować granice swej wytrzymałości. Ich zdrowie, ich prawo.
Jeśli jednak ktoś nie ma ochoty na kontakt bezpośredni to może zaspokoić swoją niezdrową ciekawość zapoznając się z obszerną relacją na stronie XXX BIP.  lub z relacją video (18+) na portalach dla dorosłych w zakładce Party Hard. Można dowiedzieć się o trudnych układach, wzajemnych sympatiach i animozjach, nietypowych relacjach i karkołomnych konfiguracjach,  generalnie kto komu i dlaczego sprawił przyjemność lub przykrość, kto kogo i z jakiego powodu umiłował lub rozczarował. Rozpiętość uczuć, jak w wenezuelskiej telenoweli. Tanie wzruszenia, filozoficzne przemyślenia, kontemplacja ludzkiej kondycji. Śmiech, radość, złość i łzy. Każdy znajdzie coś dla siebie.

* Platon, Uczta, Dialogi, przeł. Witwicki Wł.; Unia Wydawnicza "Verum", Warszawa 1993 r.


Молчат Дома На Дне:






                                                                                                     





Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: