Zapach skoszonych traw

By | 02:26 Leave a Comment



Ten wpis dotyczy powieści , którą znalazłem kiedyś na granicy dnia i nocy. Trochę ułomnej, nieco grafomańskiej, wtórnej,  przykrej, głupiej, sentymentalnej, żałosnej i smutnej lecz osobiście spisanej.  
Co łączy genialnego chemika z cyrkowym szympansem, świętego Jacka z pierogami z gruppenfuhrerem ss Fritzem Katzmannem, mistrza Niemiec w boksie z królem Grecji? Co ma wspólnego kinematografia radziecka z prostytucją i jaki związek łączy Kriegsmarine z obrazem „Matka Whistlera”? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w książce "Zapach skoszonych traw", powieści transgranicznej w trzech aktach z epilogiem.

Głównym tematem książki "Zapach skoszonych traw" jest przemiana; chemiczna, fizyczna i psychiczna. Pierwsza dotyczy stanu skupienia materii, druga dojrzewania i poszukiwania tożsamości, trzecia sposobu
myślenia kształtowanego przez czynniki zewnętrzne i ich wpływu na postrzeganie świata. Tłem historycznym są wydarzenia związane z działaniami wojennymi w roku 1941 oraz na początku roku 1942. W trzech rozdziałach opisane są trzy oddzielne historie toczące się równolegle w trzech różnych miejscach w realiach europy środkowowschodniej ogarniętej wojną. Historie przeplatają się pośrednio ze sobą i w końcu łączą w jednym miejscu w czasie i przestrzeni. Miejscem tym jest faszystowska republika Łokocka, autonomiczny rejon na terenie Rosji, kolaborujący z III Rzeszą.
Jak w klasycznych dowcipach zaczynających się od zdania „Był sobie Polak, Niemiec i Rusek” bohaterami trzech kolejnych rozdziałów są właśnie w tej kolejności postaci tych trzech narodowości, czasami groteskowe, czasami przygnębiające. W zależności.
Część książkowych bohaterów to postaci historyczne, część to byty urojone, jeszcze inni łączą w sobie obie cechy. Powieść jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami przefiltrowanymi przez literacką fikcję.
W pierwotnym zamyśle książka w każdym rozdziale miała posiadać 3-4 plansze komiksowe (proste czarno białe rysunki). Do rozdziału II wykonałem poglądowe plansze lecz moje zdolności plastyczne niestety skutecznie uniemożliwiają sensowną realizację tego pomysłu. Zakończenie książki jest pomyślane jako zakończenie otwarte.
Na ponad 500 stronicową książkę składają się trzy części w których występuje ponad 100 bohaterów. Akcja dzieje się między innymi w Szydłowcu, Saalfeld, Skarżysku, Leningradzie, Deutsch Eylau, Chlewiskach, Harbinie, Moskwie. Pierwszy rozdział "Choking Agent” rozgrywa się głównie w okupowanej Polsce. Pierwszoplanowymi postaciami są Leon Wilczynski oraz Ptolemeusz Wons. Główny wątek skupia się wokół akcji przerzutu na wschód chemika pracującego przed wojną nad gazami bojowymi w Wytwórni Węgla Aktywnego w Skarżysku. Owym chemikiem jest Harish Goswami, brytyjski naukowiec pochodzenia indyjskiego dotknięty hirsutyzmem, chorobą polegającą na nadmiernym owłosieniu całego ciała. W jego historię wplata się wątek szympansicy Mimi, uczłowieczonej małpy, gwiazdy z Cyrku braci Staniewskich.


1
             

             W rozdziale drugim „Błękit pruski i czarny huzar Renu” przeczytamy o losach Ortwina Hanselka, oficera Kriegsmarine pochodzącego z prowincjonalnego miasteczka w Prusach Wschodnich, pływającego na U-bootach oraz Maxa Schellinga, przedwojennego mistrza Niemiec w boksie, który  za karę musiał zostać spadochroniarzem w elitarnych Fallschirmjager.
                                         
2


Rozdział trzeci „Nowy Babilon” opowiada o zderzeniu młodzieńczych wyobrażeń ukształtowanych przez naiwność i ówczesną kinematografię z rzeczywistością świata ogarniętego wojennym szaleństwem. Głównymi bohaterami są Misza Donski student i czerwonoarmista oraz Swietłana Trauberg młoda aktorka. Ich losy wplątane są w historię stworzenia idealnego społeczeństwa w eksperymencie Łokockim na tle wielkiej wojny ojczyźnianej w obronie nowego, bolszewickiego świata, który jeszcze nie zdążył okrzepnąć na gruzach zburzonych cerkwi.
Opinia wydawcy Powieść historyczna, choć nieco zapomniana, jako gatunek literacki wciąż ma oddaną rzeszę sympatyków. W tekście tło historyczne zostało umiejętnie zarysowane. Wydarzenia oraz postaci fikcyjne zostały wkomponowane naturalnie, bez zbędnego pretensjonalizmu. Kolejne zalety powieści to płynność narracji, na co zwracamy szczególną uwagę niezależnie od gatunku literackiego oraz intrygująca konstrukcja fabularna. ...Styl powieści wpisuje się po części w nurt dzisiejszej ponowoczesnej prozy. Jednak nawiązuje też do przedwojennych form prozatorskich. 
Ile w tych słowach kurtuazji, a ile szczerej opinii proponuję przekonać się osobiście wspierając projekt na www. wspieram.to , a następnie sięgając po sfinalizowane wydanie książki, której oddałem nieco serca i trochę innych podrobów.
Projekt można wesprzeć bezpośrednio na wspieram.to/fosgen


3
Fragmenty z rozdziału I "Choking agent"

...Leon jest wstrzemięźliwie podekscytowany, oficjalnie dobrotliwy i pobłażliwie zdystansowany. Delektuje się obrazem Hanne, upaja się drobnymi szczegółami, kosmykiem włosów za uchem, 234 rzęsami górnej powieki i 138 rzęsami powieki dolnej, zjeżonymi włoskami na alabastrowym karku, ruchem nadgarstka widmowym, akomodacją oka, serdecznym palcem słońca, różową płytką paznokcia z białą plamką świadczącą o niedoborze wapnia, zapachem żytniego chleba, świeżego masła, białego sera i sody "Henko". Leon wnika w pory jej gładkiej skóry, w mięśnie poprzecznie prążkowane i tkankę gładką, przesącza się do wnętrza, krąży jej ujarzmionymi prostym rytmem tętnicami bez śladu cholesterolu. Przypomina ją sobie całą, w najdrobniejszych szczegółach odtwarza topografię jej ciała, wszystkie wcięcia, wygięcia, łuki, linie proste i powtórzenia. Tak, to bez wątpienia ona, symetrycznie ta sama, znajoma, niepodzielnie jedyna, siedzi naprzeciwko przy kuchennym stole. Leon patrzy i myśli o czym innym aniżeli mówi. Snuje fantastycznie smętne opowieści wypakowując prezenty ze swego plecaka obszytego sierścią mamuta, a Hanne udaje, że słucha. Opowiada jak to jest gdzie indziej, w wielkim świecie, jakie różnice, zaskoczenia, podobieństwa i nieprawdopodobieństwa, jak tęsknota wielka obgryza do białej kości samotność wojownika pod rozgwieżdżonym niebem Flandrii, jak widok ruin potrafi być budujący, a ludzka krzywda powszednieje w swych coraz mniej zaskakujących, wykwintnych formach....

fragm.2.
...Bombowiec podchodzi do lądowania na zupełnie nieznanej planecie. Skwar i pył. Słowa te same lecz definicja zupełnie inna. Planeta nazywa się niezbyt ładnie, Obszczij Syrt i tak naprawdę jest płaskowyżem Niziny Wschodnioeuropejskiej zlokalizowanej w konstelacji pięcioramiennej gwiazdy daleko na obrzeżach wysublimowanej kultury. Dla przedstawicieli europejskiej cywilizacji prezentuje pełną egzotykę wzbudzając poczucie wyobcowania zadziwionego przede wszystkim samym sobą w tych niecodziennych okolicznościach. Pierwsze pytanie, jakie się automatycznie nasuwa to - Jak tu żyć? Pejzaż łagodnie wybrzuszonych, ciężarnych permskich wapieni wygląda jak pokryty tapicerką, obszyty zamszem, zemstą, fałszem, flauszem, misiem, pluszem, dermą, zalany gęstą spermą po horyzont, a horyzont jest gładki w nieskończonych liniach prostych i łukach łagodnych, biegnących daleko po za zasięg każdego bliskowschodniego dalekowidza. Nieokreślony czas w obcym świecie w nieznanym dotąd wymiarze, charakterze i kolorze. W przeświadczeniu spełniającej się misji oraz wypełniającego się proroctwa pasażerowie bombowca doznają osobliwego wrażenia inności zrodzonej z krwi i kości. Posłuszny choć nieco nadsterowny Hudson podskakuje na polowym lotnisku w pobliżu Samary podskakuje jak kauczukowa podskakuje piłeczka rzucona z dachu Palace Theatre na Shaftesbury Avenue podskakuje. W końcu wyhamował, zatrzymał się, a potem szarpnął i stanął. Hudson znieruchomiał na końcu pasa czasu skamieniał. W milczeniu bezwstydnie cicho stygnie metaliczny meteoryt, wysłannik z odległych galaktyk. Za moment samolot tajemniczych time travelerów otoczą zdumione małpoludy obleczone w mamucie skóry, przyozdobione rybimi ośćmi, pęcherzami i tygrysimi kłami. Zaraz rozpoczną się powitalne rytuały. Chleb, sól, kukurydzy kolby, kacza zupa, kręcenie na ruszcie świńskiego trupa, defloracja zamroczonej opiatami dziewicy, krew koguta na butach. Słychać szczęk odryglowanego zamka drzwi w wąskiej przestrzeni metalowego kadłuba. Nowe otwarcie w nowym, nieznanym świecie....


Fragm. z rozdziału II "Błękit pruski i Czarny Huzar Renu"

...Ortwin zamiast na "Milchkuhe" U-459, pachnący zwycięstwem i świeżym pieczywem, wielki niczym brzemienny Odyn okręt podwodny walecznej Kriegsmarine, trafia na okręt najmniejszy z możliwych o wdzięcznej nazwie "Neger". Mini uboat pachnący panicznym strachem, wyglądający, jak obietnica klaustrofobii. Co prawda także nowy, ale znikoma to pociecha. Zamiast skryć się bezpiecznie w przestronnym wnętrzu kaszalota będzie zamknięty w puszce szprotek, uwięziony w zabawce dla opóźnionych umysłowo dzieci. Będzie zmuszony zaprzyjaźnić się z "Murzynkiem" lub, jak mawiała mniej poprawna politycznie załoga stoczni z "Czarnuchem", a przyjaźń owa będzie pogłębiona przez specyficzne okoliczności, szorstka i wymagająca wielu wysiłków aby pozostać w dobrych relacjach utrzymujących operatora wśród istot żywych. Nie było to łatwe. Po kilku testowych rejsach Ortwin balansował na granicy kwasicy metabolicznej i obrzęku mózgu. Gdy po raz kolejny półprzytomnego z przekrwionymi spojówkami, zlanego zimnym potem wyciągano go z kształtu przypominającego trumnę dziecka wyrzuconą przez fale na brzeg i cucono na kwarcowym piasku plaży w pobliżu malowniczego Reimannsfelde wyznał doktorowi Kurzakowi swe winy i przyjął z pokorą pokutę bolesnych zastrzyków z 8% roztworem wodorowęglanu sodu. Zdawało się, że przyjmuje ostatnie namaszczenie. Odpływał już w daleką północ mroźnych wód pośród anielskiej ławicy śledzi, witając się z nobliwymi humbakami i kopulując z butlonosym delfinem o imieniu Um, gdy poczuł nagle to bolesne ukłucie, metaliczną iluminację z innego świata, która przeszyła jego mózg na wylot oślepiając światłem tysiąca słońc. Lecz nie było to boskie światło tylko doktor "Szpryca" Kurzak, który zastrzyki uważał za najskuteczniejszą metodę leczenia każdej choroby. Zastrzykiem mógłby ożywić umarłego. Tak twierdził i konsekwentnie starał się udowodnić to twierdzenie. Ortiego zawrócił skutecznie z podróży w zaświaty. Anulował jego bilet w jedną stronę. Szczelne zamknięcie pod kopułą z pleksiglasu w połączeniu z wadliwym systemem odprowadzania spalin z jednostki napędowej "żywej torpedy" czyniło z niej śmiertelną pułapkę doprowadzając do zatrucia uwięzionego w niej ludzkiego organizmu tlenkiem węgla. Ortwin był w przedsionku piekła, czuł na twarzy wytrawiony kwasem oddech Lucyfera zacierającego z zadowolenia zadbane dłonie szwajcarskiego bankiera. Późniejsi samobójcy, operatorzy "Czarnuchów" właśnie Ortwinowi zawdzięczają uzupełnienie wyposażenia o butle z tlenem ratującym przed śmiertelnym zatruciem, przedłużającym o kilka panicznych chwil życie unoszone na spokojnej fali w drodze do piekielnych wrót otwierających się przed zaczadzonymi śmiałkami patrzącymi na kończący się świat rozszerzonymi metamfetaminą źrenicami...

4

Fragm. rozdziału III "Nowy Babilon"

...Zimowa lasu aura uspokaja dyskretną tonacją barw monotonnie rozkołysanych. Sennie jak po walerianie. Śnieżnobiała halucynacja. Tętna hibernacja. Blond Janek wkomponowany w wytopiony ludzkim ciepłem śnieg. W bezruchu pogrążony, od czasu do czasu jedynie mrugnie w swojej śnieżnej niszy. Wszystko widzi i wszystko słyszy. Żyje wewnętrznie w zewnętrznie nieruchomej skorupie, spowolniony metabolizm utrzymuje go na granicy hipotermii. Z zewnątrz jeśli ktoś w ogóle byłby w stanie go zauważyć, wygląda jakby był od tygodni martwy. Leży i mierzy, doskonale zamaskowany na delikatnym wzniesieniu na skraju lasu w nieco przybrudzonym kombinezonie w zimowym kamuflażu. Obserwuje czterokrotnie powiększony świat. Patrzy przez lunetę zamontowaną na swym przydziałowym Mosinie owiniętym dokładnie białym bandażem sprezentowanym przez sanitariuszkę Marusię. Przetwarza przyswajane informacje. Wnikliwie. Prowadzi skrupulatną analizę sytuacyjną. Od czasu do czasu spoglądając na dalszy plan przez lornetkę. W naturalnej monotonii regulując oddech, dostraja się do otoczenia zespalając się równocześnie z powietrzem i ziemią, starając się zjednoczyć te dwa żywioły, równoważąc w sobie ich odmienność. Wewnętrznie je scala, uspokaja, oswaja i wydala w postaci ołowiu w porozumieniu z centralnym ośrodkiem nerwowym nagle przez lufę karabinu zrośniętego z drzewem swego ramienia. Współbrzmi w rytmie natury. Spokojnie, głęboko oddycha, powietrze takie czyste i przejrzyste, orzeźwiająco zmrożone, klarowne i mocne jak dobra wódka. Styczniowe słońce przyjemne, drzewa doniośle piękne, w śnieżną ciszę otulone. Czuje się częścią tego wszystkiego, ziemi, lasu, wiatru. Promienia solarny błysk w oku swym utrwala. Pełna harmonia, gdyby nie hegemonia rozkazu w harmonogramie zadań. Przed nim wije się droga z Łokoci do Briańska, nieliczne cele są tutaj widoczne, jak mrówki na dłoni albinosa. Janek od dwóch dni jest przyczajony w oczekiwaniu kogoś specjalnego. Od dwóch dni jest samotnym myśliwym. Bardzo mu to odpowiada. W grupie czuje się źle. W grupie mu niewygodnie. Towarzystwo towarzyszy uwiera jego polską duszę. Teraz jest idealnie. Pije napar z sosnowych igieł i pędów, zastawia wnyki, łapie gryzonie i ptaki, wykopuje robaki, suszy onuce na szyi. Janek docenia matkę naturę, prostotę zasad niezmiennych, regulujących zakres uzupełniających się wzajemnych oddziaływań. Nawet zagrożenia są tu konkretnie zdefiniowane, śmiertelne ale wysyłające najpierw ostrzegawcze znaki. Wystarczy je odczytać aby uniknąć niebezpieczeństw. Wychodzi na swoją pozycję o świcie i schodzi w południe zacierając ślady, niknąc w głębi nocnego lasu. Z posiadanych informacji wynika, że cel bywa widoczny na tej drodze we wczesnych godzinach rannych, nie precyzują niestety daty. Więc Janek po prostu czeka. Jego oddział od tygodnia operuje w tym rejonie, skutecznie kryjąc się w okolicznych rozległych, gęstych lasach, likwidując gońców, niszcząc łączność, paraliżując linie zaopatrzeniowe i gnębiąc okoliczne chłopstwo i dziadostwo. Przypominając tym ze słabą pamięcią, że nawet pod wyzwolicielską okupacją niemiecką wciąż funkcjonuje władza radziecka. Brutalna rutyna. Lecz chłopstwo wyjątkowo podłe tu zamieszkuje więc nie żal. Janek znajduje się na terenie nowo proklamowanej Republiki Łokockiej, Faszystowskiej Republiki Łokockiej. Antybolszewicka Alkoholowa Republika Łokocka wyrosła na osłabionym organizmie zdradzonej, wyklętej Rosji Radzieckiej w ciągu jednej nocy jak czyrak bolesny i rozogniony. Janek jest lekarstwem. Monotonię Jankowej otępieńczej kontemplacji niespodziewanie przerywa hałas dochodzący od strony drogi. Warkot silnika. Przez lunetę Janek dostrzega ciężarówkę, wyglądającą na biedne dziecko radzieckiej myśli motoryzacyjnej...

5





książka jest już dostępna w wersji papierowej i elektronicznej : 
https://ridero.eu/pl/books/zapachskoszonychtraw/
EMPIK
GANDALF 
BEEZAR
VIRTUALO 
Księgarnia PWN 
PZWL Księgarnia Medyczna 
LEGIMI 
EBOOKPOINT 







Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: