Puste ulice w Szydłowcu naprawdę potrafią zadziwić, bo przecież wcześniej tętniły życiem.
Wszędzie było gwarno i wesoło. Siedząc w domu łatwo zapomnieć, że jeszcze miesiąc temu miasto proponowało szeroki wachlarz możliwości spędzania wolnego czasu dla ludzi w każdym wieku. Bogata oferta kulturalno rekreacyjna zachęcała do wyjścia z domu zaspokajając potrzeby zarówno seniorów jak i młodzieży, a turyści tłumnie oblegali liczne kawiarnie, bary i restauracje. Oszołomieni ilością atrakcji ludzie z całego świata popijając smaczne espresso wymieniali się wrażeniami na temat “kulturalnej stolicy Mazowsza”. Miasto się rozwijało, przemysł kwitł, drobni przedsiębiorcy nie mieli żadnych problemów, a drobne złodziejaszki wespół z zacnymi przedstawicielami stanu menelskiego dodawali sowizdrzalskiego kolorytu. Mieszczanie byli szlachetni i wyrozumiali, tolerancyjna, patriotycznie usposobiona młodzież wiedziała, że historia polski to coś więcej niż historia Roja. Nie było bezrobocia, pracownicy otrzymywali godziwe wynagrodzenie, dofinansowana oświata gwarantowała nauczanie na najwyższym poziomie, służba zdrowia była zdrowa, miejski basen generował zyski, radni byli zaradni, a włodarze spełniali społeczne oczekiwania w równym stopniu co wyborcze obietnice. Jest za czym tęsknić.
Teraz jest inaczej. Obecna kryzysowa sytuacja w uśpionym, zatrzymanym w rozwoju mieście nagle budzi zdziwienie rodząc lęki. Epidemia niczym mikroskop powiększa skalę procesu chorobowego uzupełniając go o dodatkowy element. Do dewiacji społecznej, nepotyzmu, patologii na styku władzy i biznesu dołączył malutki patogen. Defetyzm zmienił się w diagnozę, a frustracja osiąga właśnie punkt krytyczny. Rokowania pacjenta nie są optymistyczne. Wiadomo, że przetrwają najsilniejsi. Szydłowiec do takich nie należy. Lata apatii zrobiły swoje. Strach obnażył nie tylko brak odporności i systemową ułomność ale także jednostkową bezradność. Z dnia na dzień okazało się, że kolorowe foldery, zdjęcia zamku z lotu ptaka i ładne widokówki z retuszowanym ratuszem skadrowanym z każdej możliwej perspektywy o każdej porze dnia i nocy nie zastąpią smutnej codzienności, a okrągłe zdania panów w drogich garniturach nie rozwiązują żadnych problemów. To miasto jest jak podupadły żydowski cmentarz. Niby atrakcja, ale jednak tragedia. Poznając jego historię odczuwasz smutek i wstyd. Nie chcesz w takim miejscu umierać, lecz jakoś musisz tu żyć.
MGMT "When You Die"
*obraz Sergei Grigorev "He's Come Back" 1954 r.
0 komentarze: