* |
Tak było, nie zmyślam.
Okazało się, że państwo teoretyczne posiada swój praktyczny wymiar, który zaprezentował się w całej okazałości jako empirycznie zweryfikowany fakt. Tekturowy konstrukt, zlepek wyobrażeń, oczekiwań, pozorów i prowizorki chwiejący się pod naporem wiatru. A taki wiatr, który to ruchem powietrza będąc raz wieje mocniej, a innym razem słabiej, okazał się realnym zagrożeniem dla tego kruchego świata, który jak wiadomo jest marnym łez padołem. W niedzielę, w godzinach porannych ów wiatr tudzież wiater poruszał się nieco szybciej niż zwykle ale nie jakoś tak z prędkością dźwięku, czy światła, tylko w akceptowalnej przez drobnomieszczańską przyzwoitość normie. Beretu nie zrywało, drzewa nie łamały się jak zapałki, jeno lekko się uginały prezentując swą giętkość. Trawy falowały niczym ocean, lecz nie taki burzowo, gniewnie wzburzony, tylko taki bardziej ocean spokojny, jak wstęp do wojny. Niestety nawet ocean spokojny bywa wystarczająco niebezpieczny dla sieci dystrybucji energii elektrycznej, która w spięć pełnej interakcji uległa uszkodzeniu powodując długą przerwę w dostawie prądu. Brak elektryczności nagle spowolnił czas uruchamiając jednocześnie lawinę przykrych zdarzeń. Nieskończenie pojemne godziny opornie wypełniały się minutami przesypującymi się w klepsydrze czasu piaskiem sekund. Procesy życiowe w świecie bez zasilania podążały w kierunku hibernacji, a szare komórki zaczęły kontemplować swoją szarość zapadając się w wieki ciemne niczym wygaszone telewizyjne ekrany. Średniowiecze w XXI wieku zostało wskrzeszone przez ostatnią gasnącą żarówkę. Nastała złowroga cisza, w której słychać już tylko przeraźliwą pustkę własnych myśli. Wielogodzinne próby dodzwonienia się na numer ALARMOWY, gdzie należy zgłaszać potencjalną awarię w końcu rozładowują baterię w telefonie i nie można nawet pograć w węża lub sudoku. Nic to, sytuacja jest przynajmniej dobrym pretekstem aby wyjść z domu i udać się na spacer, ukoić nerwy pięknem zaśmieconej cywilizacją natury. Pośród brzóz, krów i kóz, ostropestów, wiciokrzewów i jeżyn można odetchnąć z nadzieją, że po powrocie do domu sytuacja wróci do normy. Niestety nadzieja bywa matką głupich, a ty bywasz jej adoptowanym dzieckiem. Jeśli masz pecha i jesteś mieszkańcem domu jednorodzinnego bez kanalizacji, co u nas na prowincji jest opcją w standardzie i niestety jesteś przy okazji także ekologicznym posiadaczem przydomowej bio oczyszczalni to nie możesz nawet skorzystać z własnej ubikacji bo nie działa pompa w przepompowni ścieków i za potrzebą musisz iść tam, gdzie inni chodzą zbierać grzyby. Gdy wrócisz kolejny raz tego dnia z lasu to nie możesz się umyć jak nowoczesny człowiek, w ciepłej wodzie z kranu, bo twój piec na eko groszek bez zasilania lada moment zaśnie, wygaśnie jak martenowskie piece Huty imienia Lenina, przechodząc w stan zbliżony do stanu Lenina. Ale to jeszcze nie jest takie złe, bo zawsze możesz umyć się w wiadrze z zimną wodą ze studni. A gdy już poczujesz się jak prawdziwy partyzant z łatwością przyjdzie ci złamanie szeregu zakazów dotyczących otwartego ognia i rozpalisz na podwórku ognisko. Może nawet będziesz miał szczęście i nie namierzą cię dronem zanim zdążysz zagotować trochę wody na herbatę. O zmroku, gdy ciemność będzie już jedyną reakcją energooszczędnych żarówek na kolejne bezskuteczne próby zapalenia światła, będziesz mógł w domowym zaciszu oddać się lekturze przy świecach nadwyrężając nieco wzrok oraz uszczuplając zapasy zniczy zakupionych w biedronkowej promocji dwa miesiące przed świętem zmarłych. Zapachem cmentarza przesiąknie miękki mrok. Zrobi się nastrojowo niczym w prosektorium. Jeśli rozboli cię głowa od zapachu parafiny i akurat jakimś cudem jesteś szczęśliwym posiadaczem naftowej lampy to możesz kontynuować lekturę stylowo przy jej romantycznym blasku czytając jakiegoś Remarque'a i zastanawiając się, czy Calvados w Paryżu smakuje inaczej niż w Przasnyszu. A gdyby przypadkiem w zasięgu wzroku znalazł się kałamarz i pióro to z pewnością powinieneś rozważyć napisanie nowego manifestu akceleracjonizmu albo przynajmniej Ody do elektryczności. Wiadomo już, że położysz się wcześnie do łóżka, nie obejrzysz "Polityki na ostro", "Królowych życia" i nie dowiesz się jak "Kupić dom na plaży" w Kalifornii. Pójdziesz spać tradycyjnie, po słowiańsku z kurami jak twoi przodkowie z czworaków pańszczyźnianych. Tylko najpierw musisz jeszcze wyrzucić większość rzeczy z odmrożonej lodówki, która właśnie zalała ci podłogę w kuchni. Przeraża cię ilość jedzenia, która była w jej wnętrzu. Oceniasz pojemność swego żołądka i już wiesz, że nie ma szansy abyś mógł od razu to wszystko zjeść. Mając w głowie mądrość, że nie można zamrażać drugi raz rzeczy raz odmrożonych, bez większego żalu w sercu w koszu wylądują pyzy ziemniaczane starsze od twojego najmłodszego dziecka, koperek z obfitych zbiorów koperku w 2014 roku schowany w pudełku po lodach śmietankowa Algida i paluszki rybne mające tyle wspólnego z rybą i paluszkami, co widły do gnoju ze srebrnym widelcem. Jest jeden pozytyw. Twoja zamrażarka stanie się dziewiczo czysta, pusta niczym bęben pralki, która tego dnia z przyczyn od niej niezależnych także odmówiła posłuszeństwa więc zaplanowanego prania nie zrobisz, a sterta brudnych rzeczy przypomina Wezuwiusza, którego wybuch zniszczył Pompeje. Denerwujesz się, ale mimo wszystko te niedogodności naprawdę nie są takie złe, bo przecież zawsze może być gorzej. Teraz przynajmniej możesz poczuć, jak było dawniej, można wręcz zmysłowo obcować z Lalką Prusa i Chłopami Reymonta, albo potraktować te drobne przeciwności losu jak postapokaliptyczno survivalowe wyzwanie. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak oczekiwanie. Podświadome wyczekiwanie kogoś, kto rozwiąże twój problem, będący jedynie drobnym elementem większej, kłopotliwej całości. Wypatrujesz więc ratunku na horyzoncie zdarzeń. Czekasz na reakcję oddziału szybkiego reagowania ze służb systemu dystrybucji energii. Tych samych służb, które uzależnił twoje życie od oferowanego przez siebie produktu. Po za wyobraźnię wykracza sytuacja w której płacąc za konkretną usługę nie otrzymujesz jej zgodnie z zawartą umową, bo wystąpiły wyjątkowe okoliczności, czyli np. wiatr tudzież wiater. Nie masz żadnej gwarancji na szybką poprawę swojej sytuacji. Okazuje się, że nie jesteś kluczowym klientem, wyjątkowo ważnym konsumentem, indywidualistą, którego potrzeby są dla innych priorytetem. Nie jesteś także jedynym oczekującym, bo gdy pożyczasz od dziecka telefon i w końcu dodzwonisz się do jakiejś infolinii, głos bota informuje cię, że jesteś 647 w kolejce do rozmowy. I staje się dla ciebie jasne, że gdybyś pozostał na linii to możesz być pewny, że w międzyczasie trwającym około dwóch dni z pewnością naprawią łącza przez które swobodnie popłynie prąd, a twoje dąsy i pretensje staną się nieaktualne, bezprzedmiotowo, zawstydzająco głupie. I czujesz się, jak ten ostatni, co powinien zgasić światło, ale nie może tego zrobić bo błądzi w ciemności szukając oświecenia zamiast elektryczności.Boy Harsher - Electric
*obraz - A Young Man Reading by Candlelight by Matthias Stom 1630 r.
0 komentarze: