W tym krótkim tekście mowa będzie o zieleni miejskiej, choć może w przypadku naszego miasta to termin nieco na wyrost jeśli ma prezentować przemyślane działania i jakąkolwiek strategię bo takowych dopatrzeć się niestety trudno.
Zacznijmy od rzeczy podstawowej, fundamentalnej jaką jest szkielet, na
którym rozpościera się cała architektura zielonej przestrzeni, czyli od
DRZEW. I tu już wczesną wiosną rozpoczyna się festiwal niefortunnych
zdarzeń i ciąg przyczynowy, którego skutki podziwiamy wokół. Zaczyna się
od tzw. cięć korekcyjnych, które z korektą mają tyle wspólnego ile
krzesło w jadalni z krzesłem elektrycznym. Najbardziej rażące są
okaleczone drzewa, których w mieście jest naprawdę sporo ; lipy, klony,
dęby, drzewa o naturalnie pięknej, królewskiej koronie u nas w wersji
skarłowaciałej, okaleczonej. Osoba, choćby o minimalnej wrażliwości z
ogromną przykrością patrzy na wczesnowiosenną rzeź, która się odbywa w
mieście. Drzewa są cięte bez znajomości ich cech osobniczych, siły
wzrostu, preferencji a nawet bez znajomości prawa, ponieważ zgodnie z
art. 87a ust. 2 ustawy o ochronie przyrody możliwe jest usunięcie gałęzi
o wymiarze nieprzekraczającym 30% korony, która rozwinęła się w całym
okresie rozwoju drzewa. Przepis ten nie pozwala więc na obcinanie co
roku 1/3 korony, bo inaczej w krótkim czasie drzewo mogłoby zostać
całkowicie pozbawione gałęzi. W Szydłowcu tnie się 50, a nawet 70-80
procent korony! W imię tezy "lipa sobie poradzi", ale jakim kosztem?
Czym są tak drastyczne cięcia dla drzew? Znaczna redukcja korony
skutkuje zmniejszeniem masy i powierzchni asymilacyjnej liści, następuje
zaburzenie proporcji w wielkości części nadziemnej i podziemnej drzewa,
tak zmniejszona powierzchnia listowia prowadzi do zagłodzenia rośliny.
Za tym idzie zakłócenie gospodarki wodnej, do tego dochodzą rany po
odciętych konarach podatne na działanie patogenów i poparzenia oraz
nękającą nas od kilku lat susza. Spacerujemy, jeździmy na rowerze,
odpoczywamy obok drzew, które kosztem przeogromnego, można powiedzieć
nadludzkiego wysiłku walczą o jeszcze jeden sezon życia.
Nadmierne ogławianie żyjących drzew to jedno, ale wycinanie dużych,
dających cień, wieloletnich drzew to drugie, okrutna zmora, moda,
koszmar tego miasta i innych w tym kraju. Wycięte drzewa przy PKN Orlen,
kasztanowiec przy ZUS, w okolicy dworca PKS na ul. Kościuszki, przy
liceum, przy szkole podstawowej na ul. Folwarcznej itd. Przykładów
ludzkiej bezmyślności, której ofiarą pada miejska zieleń niestety można
mnożyć w nieskończoność.
Rola dużych drzew jest nie do przecenienia. Duże drzewo ma możliwość
magazynowania w swojej koronie nawet 450 litrów wody opadowej odciążając
sieć kanalizacyjną, zmniejszając ryzyko błyskawicznych powodzi i
podtopień, obniża temperaturę powietrza średnio o 3 stopnie a miejscami
dużo więcej, redukuje zanieczyszczenia, tłumi hałas, jest schronieniem
dla wielu gatunków ptaków, owadów i mikroorganizmów. Zaraz odezwą się
głosy, że są niebezpieczeństwem dla aut bo w razie wichur łamią się
gałęzie a paradoksalnie to właśnie drzewa zbyt drastycznie cięte stają
się niebezpieczne bo wyrastające z pąków stłumionych pędy nie są trwale
związane z całą architekturą drzewa, które to przez lata tworzyło
spójny układ wzmacniający i przewodzący. Powstałe gałęzie przybyszowe
łatwo się później wyłamują, drzewo pozbawione proporcji traci
ukształtowany przez wiele lat wzrostu środek ciężkości, przechyla się i w
końcu zostaje ścięte. Efektem cięcia dużych drzew są tzw. wyspy ciepła,
jednak nasze miasto jest wyjątkowe, u nas nie będzie wysp ciepła tylko
betonowa pustynia pełna aut z wyspami zieleni. Najpierw się udusimy a
potem upieczemy na wypalonej przez słońce ziemi.
W Naszym mieście złamana jedna gałąź staje się pretekstem rozważania możliwości ścięcia całego drzewa, które tam już rosło zanim się urodziliśmy. Powiedzieć głupota, to mało. Według szacunkowych danych podczas fali upałów w 2003 roku w wyniku udaru cieplnego we Francji zmarło ponad 14 tys. osób, a w całej Europie liczba zgonów wyniosła ponad 70 tys. Jakie są szacunkowe dane dotyczące ludzi uśmierconych przez gałęzie? Może ktoś podzieli się wiedzą na ten temat?
Inną sprawą są nowe nasadzenia. Czy widzimy takie w mieście? Jeśli tak to sadzonki muszą być tak małe, że trudno je zauważyć. Nie licząc tych, które zrobiło GDDKIA przy okazji budowy drogi ekspresowej i tych związanych z rewitalizacją zalewu. Zresztą na 100 posadzonych drzew w mieście ponad połowa nie przeżyje 3-5 lat z powodu suszy i zim. Drzewa, które przeżyją ten wstępny okres ukorzenią się lecz wskutek różnych czynników ich część zginie w kolejnych latach. Wieku 30-50 lat dożyją pojedyncze sztuki albo żadna. Więc jakim cudem w naszym mieście wycina się duże drzewa? Ten cud to urzędnik i piła. Kolejną rzeczą, o której warto powiedzieć jest brak planowania, nawet krótkoterminowego. Brak wizji i koncepcji w gospodarowaniu zielenią. Bardzo dobrze widać różnice na nowo powstałych skwerach przy trasie S7; nasadzenia w tych miejscach są zrobione zgodnie z kalendarzem kwitnienia gatunków ; zaczynają przebiśniegi, potem ruszają trawy, następnie kwitną irysy sibirica, gdy te kończą okres kwitnienia już mają pąki liliowce, potem zastąpi je fiolet szałwii omszonych, następnie lawendy itd. Wszystko w tle długo kwitnących krzewów, płynnych linii nasadzeń np turzycy muskegońskiej tworzącej miękkie poduchy, kołyszących się miskantów, które wprowadzają element ruchu. Patrzymy i podziwiamy przestrzeń która żyje, mieni się kolorami i ma sens. Widać, że ktoś to przemyślał i miał plan, który dobrze zrealizował. Uczciwie trzeba przyznać, że są też jakieś wysiłki ze strony miasta i gdzieniegdzie pojawiają się sezonowo kolorowe miejsca, choć sadzenie roślin jednorocznych, stałe ponoszenie kosztów pracy i zakupu nowych roślin w tych samych miejscach jest delikatnie mówiąc dość specyficzne (?) ale trzeba przyznać punkt za jakieś starania.
Nasuwa się tu jeden wniosek; nasza zieleń miejska nie ma opiekuna, który
zna specyfikę gatunków, wie jak planować, jak pielęgnować i MĄDRZE
dbać, co, kiedy, gdzie i jak sadzić i przycinać. I ta prawda w oczy kole
czasem w sensie dosłownym. Rabaty w parku nad zamkiem zarastają,
ściółka położona przy rewitalizacji rozłożyła się całkowicie, chwasty po
pas, zabierają wodę, światło i składniki odżywcze z gleby posadzonym
roślinom. Zamiast oczyszczać rabaty i dbać o ściółkowanie miejscowo
próbuje się wycinać chwasty, które za chwilę odrosną. Po prostu brak
odpowiedniej pielęgnacji, plewienie niewiele da bez grubej warstwy
ściółki, która nie tylko powstrzyma porost niepożądanych gatunków ale
przyczyni się do rozwoju mikroorganizmów a to one są odpowiedzialne za
zdrowy i bujny wzrost roślin.
I na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do dużych drzew bo poza
niezaprzeczalnymi zaletami wymienionymi wyżej, duże drzewa mają jeszcze w
sobie coś, to umiejętność spowalniania czasu, przechowywania chwil. Są
świadkami minionych lat, zdarzeń, zapomnianych historii, samotnych
spacerów, rodzinnych pikników, spotkań z przyjaciółmi. Wycinając je
pozbawiamy się przeszłości a obrazy wpisane w korony drzew, znikają tak
jak świat, w którym razem żyliśmy. I to wszystko w rzeczywistości, w
której tempo zmian za chwile osiągnie prędkość światła. Pozbawiamy się
tego co piękne i żywe. Pozbawiamy się continuum, tła. Pozwólmy tym
wielkim życiodajnym organizmom trwać i współistnieć, nie róbmy z nimi
nic, to chyba nie jest aż tak wiele.
0 komentarze: